środa, 2 lipca 2014

Rozdział 2

Rano obudził mnie telefon, który bezustannie dzwonił. Zaspany szukając ręką telefonu po łóżku, który tak bardzo mnie irytował w końcu do znalazłem i odebrałem.
"Justin spotkanie" jak usłyszałem te słowa wyrwałem się z łóżka jak oszalały. Całkiem zapomniałem że dziś miałem spodtanie z Scooterem i jakimś tajemniczym gościem. Ostatnie jego niespodzianki nie były najlepsze ale tym razem liczyłem na coś dobrego. 
Po porannej łazience wszedłem do garderoby szukając czegoś odpowiedniego. Wybrałem Czarne spodnie, czerwoną koszykarską koszulkę, czerwone supry i czapkę. Pośpiesznie wyzedłem z domu. Wsiadłem w samochód i pojechałem do biura Brauna. 
Wszedłem do pokoju odrobinę spóźniony, czekał tam już na mnie Scooter i jakiś facet który był odwrócony do mnie tyłem więc nie mogłem dostrzec jego twarzy. Zająłem swój ulubiony fotel i spojrzałem na mężczyznę. Wyglądał jakby był w wieku Scootera. Był trochę niższy i miał karncje japończyka. Mężczyźni oznajmili mi że za pół roku wyjadę w kolejną trasę koncertową. 
- To fajnie bardzo lubię takie akcje. 
- Justin tyle że to nie będzie taka trasa jak ostatnio. Będzie znacznie dłuższa - oznajmił John. 
- Zobaczysz, twoja popularność wzrośnie. - Zaczął Braun a ja już wiedziałem do czego to zmieża. 
Ostatnio mówił tylko o tym. Sława, poplarność. Zaczął mnie tym strasznie irytować. Przecież nie tylko to jest ważne. Ważne jest to żeby moi fani czuli się dobrze, prawda? Zawsze powtarzam że bez nich nic bym nie osiągnął. 
Scooter zaczął swoja gadkę która mnie ani trochę nie interesowała więc udawałem że słucham. 
Po skończonym spotkaniu pojechałem po swoje rodzeństwo ponieważ obiecałem im że spędzę z nimi popołudnie. Podjechałem pod dom mojego taty i zapukałem do drzwi.
Otworzył mi mały Jaxon. 
- Cześć maluchu - uśmiechnąłem się szeroko biorąc go na ręcę i mocno przytulając.
- Justin! - mały się we mnie wtulił a ja już słyszałem krzyki Jazz. 
Wszedłem w głąb domu i przywitałem się z tatą i przytuliłem Jazz. 
- To co? Idziemy do wesołego miasteczka i na lody? - uśmiechnąłem się. 
Naprawdę kocham swoje rodzeństwo. Są super słodcy. Będę miał kiedyś takie dzieci. 
- Taak ! - usłyszałem głośnym hurem. 
- Okej to zbierajcie się.
Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już na terenie wesołego miasteczka a dzieciaki były zachwycone. Za każdym razem gdy je tam zabierałem zachowywały się jakby były tam pierwszy raz. To było zabawne. Jeździliśmy na wielu kolejkach, zjedliśmy obiecane lody i odwiozłem rodzeństwo do domu. Na wieczór byłem umówiony z Melissą do klubu. Uff przynajmniej znowu nie będzie to jakiś sztywny bankiet. 
Wróciłem do domu, wziąłem szybki prysznic i zacząłem szykować się na imprezę. Wkońcu bez paparazzi bo w końcu nikt nie wiedział że idę z własną dziewczyna do klubu.

NO TO KONIEC ROZDZIAŁU DRUGIEGO. LICZĘ NA KOMENTARZE. DO NASTĘPNEGO. 


9 komentarzy:

  1. Ciekawa historia, czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział, tak samo jak poprzedni i czekam na następne rozdziały! *_*
    Zapraszam w między czasie na moje nowe opowiadanie o Justinie :)
    love-quintessence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe :) Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Zostałaś przeze mnie nominowana do nagrody Liebster Award! Więcej informacji znajdziesz pod tym linkiem:
    http://dary-aniola-fanfiction.blogspot.com/2014/07/liebster-award.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz... to podkreślanie, że on się ciągle myje... to prawdziwy Bieber się nie myje?

    OdpowiedzUsuń